Sunday 13 September 2015

Objawienie I: i żebyście nie byli grubaskami!!



Tak wiem, nie powinnam była zaczynać wypowiedzi od "I" (to po dwukropku w tytule), ale idąc tym tropem Ustawa Stulecia też nie miałaby prawa powstać, a jednak tak się stało. Możecie mi się dziwić; studentce dietetyki; która nie reaguje z euforią na ten projekt. I nie jest to kwestia pozyskiwania klientów z powodu złych nawyków żywieniowych w dzieciństwie ale fakt sprzedawania pseudozdrowych przekąsek jako zdrowe. I to wszystko pod pretekstem zmniejszenia ilości grubasków- to wcale nie jest już takie super.

Pomijając fakt nowości (ulubieńców) właścicieli sklepików szkolnych (czytaj owsianka instant i smakowa woda mineralna- niegazowana oczywiście), pragnę zauważyć, iż dzieci dostają w sklepikach niedoprawione niczym potrawy (tak na wszelki...) i niesłodzony kompot!!! FUUUJ!!!! A tak na serio to po pierwsze: nikt nie zabronił używać ziół i przypraw, a jest ich na tyle dużo, że spokojnie można przygotować zdrowe i SMACZNE potrawy... ale która kucharka stosująca na codzień vegetę, sól i pieprz- zechce na nowo uczyć się gotować. Po drugie: jak można nie słodzić kompotu? tak, tak wiem- owoce zawierają naturalne cukry, ale poza tym zawierają też kwasy!!! Zdaję sobie sprawę, że dopuszczalne jest użycie miodu, stewii, czy ksylitolu, ale bez skrajności! Odrobina cukru do kompotu nas nie uśmierci, wcześniej tylko to było stosowane do słodzenia i jakoś jeszcze żyjemy, nie mamy cukrzycy i wszystkich nowotworów na raz. <nooo... może nie wszyscy>

Kolejnym argumentem przeciw jest to, że młodzież może bez problemu kupić tabletkę po, czy papierosy (liceum) i zajarać sobie i po i na odstresowanie po trudnym egzaminie, w sumie to im się nie dziwię, tylko to im zostało!!! Nie licząc brokułów i ciemnego pieczywa. Uważam, że w sklepikach powinna pojawić się półka z antykoncepcją, bo ona jest taka ANTYYY(grubaskowa?) No i od papierosów możemy nabawić się raka (łaka, łaka ejjj ejj).

Kiedyś w toalecie w szkole to się paliło, a nie wpieprzało czekoladę... ale nie martwcie się na pewno powstanie czarny rynek i dealerzy zamiast podawać herę, kokę, hasz i lsd, będą dilować chipsami, colą i batonikami. No i może ktoś się skusi na sprzedaż napojów energetyzujących. Kupowałabym!

Oczywiście, że na tej ustawie zyskują sklepiki bazujące w pobliżu szkoły i nie, nie widzę w tym nic złego! Sama pamiętam, jak biegałam na przerwie do centrum handlowego na przeciwko szkoły po drożdżówkę z rabarbarem i zieloną herbatę w puszce (niezła praca z chemii, by się z dodatków do niej zebrała;) ) Z taką tylko różnicą, że u nas w szkole mieliśmy możliwość kupienia zabójczego rogala z czekoladą, którego Pani ze sklepiku podgrzewała nam w jeszcze bardziej zabójczej mikrofali, żeby diabeł (czy też czekolada; jak zwał, tak zwał) się rozpuściła. Oj my skitrane w społeczeństwie chude grubaski!!!

Dodatkowo uważam, że powinniśmy zacząć od edukacji rodziców, opiekunów, nauczycieli, dyrektorów placówek i dzieci (ich przede wszystkim), żeby nie tworzyć zakazów. Wtedy sami byśmy odeszli od jedzenia zapychającego żyły i wypychającego nasze ciała tkanką tłuszczową. A tak poza tym, to wypiłam dzisiaj słodki koktajl i zjadłam babeczkę. Idę umrzeć póki jestem w miarę szczupła, bo trumny w rozmiarze XL są droższe, a wolę chociaż na tym zaoszczędzić!!!

takie tam ostatnie posiłki w życiu, które nie były ostatnimi
 Umrę, albo nie umrę? Oto jest pytanie. Już wiem- zostanę grubaskiem!
Nie taki brokuł straszny, jak go malują ;)

Thursday 5 February 2015

Jestem sową



Tak, dobrze przeczytaliście tytuł. Jestem sową, jednak nie chodzi o to, że wybiegam z domu w środku nocy, wbijam się na pierwsze lepsze drzewo w parku na przeciwko bloku w którym mieszkam i nie drę się wniebogłosy "HU HU, HU HU". Huhaczem nie jestem, bo moje sąsiadki mogłyby mi przynosić nowe ciasto z saletrą albo wybuchowe cukierki, a męska część mojego sąsiedztwa mogłaby polubić strzelanie do ruchomego celu. Dlatego takich rzeczy nie robię, więc co oznacza, że jestem sową?

Noszę okulary i lubię czytać, ale nie, nie mam jakoś specjalnie wielkich oczu z których płynęłaby nie wiadomo, jak wielka wiedza. Głównym powodem dla napisania tego posta jest to, iż miałam okazję poobserwować moich znajomych, rodzinę... i większość z nich nawet potrafiła wstać rano, a niewielka część była w stanie powiedzieć, że to lubi! :O I wiecie, co? Niesamowite to. Ja osobiście (nie wiem, jak Wy!) nie wyobrażam sobie wstawać rano i kłaść się wcześnie spać. Wolę nie spać do 5 rano, niż wstawać o tej porze. Zaskakujące? Trochę czytałam na ten temat w internecie (a jakże!!!) i jedni uważają, że ma to związek z zegarem biologicznym, inni twierdzą, że inteligentni ludzie po prostu śpią mniej... Nie żebym była meega inteligentna, ale spodobała mi się ta wersja :D

Mówiąc bardziej serio- mimo mojego języka, który napierdziela do Was z tekstów, które czytacie- traktuję Was moi czytelnicy całkiem serio; jak dla mnie nie ma nic gorszego niż wczesne wstawanie. Jak to jest u Was? Dajcie znać w komentarzach :) Czekam na Wasze doświadczenia i informacje czy tak jak ja- w nocy macie uderzające Was fale kreatywności. :)

Tuesday 20 January 2015

Wszystkiego najgorszego!!!

fot. Kaja Em :) - dzięki


Tak się składa, że jest godzina 00:30, dnia 21.01.15r. Właśnie minęły jakieś 3 godziny od dokładnej daty moich dwudziestych pierwszych urodzin. Jak się z tym czuję? Cudownie :D może to dlatego, że to jedne z tych urodzin, do których nie jest wstyd się przyznać. Może dlatego, że ilość zmarszczek na mojej twarzy nie wskazuje jeszcze zmęczenia obłudą świata i ciężką pracą w polu (której nie wykonuję, ale co tam? napisać można wszystko, no prawie wszystko!). Idąc moim tokiem rozumowania, można by rzec- Mój świat, moje kredki  i to ja rysuję rzeczywistość!!!

Jest jednak pewna część wyżej wymienionej rzeczywistości, której nie da się rozrysować, jak picasso twarz. I ja właśnie teraz o tym. Nie wiem, czy Wy też tak macie, że facebook codziennie pokazuje Wam, kto znajomy ma urodziny? U mnie chyba się nie zdarzyło, żeby ktoś nie miał urodzin, ale mniejsza. Wiecie, co taki praworządny obywatel jak ja robi w takiej sytuacji? Oczywiście, że tak- jak kogoś lubię- piszę życzenia na tablicy, jak nie- olewam. A wiecie, co robi część ludzi? Mają ochotę Cię rozszarpać, mają Cię na co dzień w szanownych czterech literach, a w dzień urodzin piszą ostentacyjnie na Twojej tablicy słodkie "sto lat".

Kochani jak to odbierać? Może... Normalnie masz ode mnie murowanego liścia, ale dzisiaj zrobię wyjątek, bo wspólni znajomi patrzą? Żeby była jasność. Mam dzisiaj dobry humor i na prawdę dziękuję wszystkim za życzenia i mam naiwną myśl, że życzenia dla mnie były szczere- ale tak na zaś: czasem lepiej nie pisać pewnych rzeczy na fejsie pod publiczkę, bo jak ktoś Cię zna- i tak wie jaka jest prawda :)


Pozdrowionka słitaśne, że o jej, w końcu blogspot :)

Jakie macie opinie? :)

Monday 19 January 2015

Zrób sobie sesję



Studencie, właśnie zbliża się czas, który tacy studenci jak ja kochają najbardziej :) Sesja to takie magiczne słowo, które oznacza nagłe znalezienie czasu na wszystko, czasu który trzeba by było poświęcić na naukę. Warto na pewno! ale nie zawsze jest na to chęć. Szczególnie, kiedy nasz kochany system edukacji pozwala na wrzucenie wielu zbędnych przedmiotów, które nie są w ogóle związane z tym co studiujemy. Przykład z życia na to jest!!! Nawet całkiem świeży, a właściwie jeszcze gorący.

Dzisiaj miałam pisać elegancki egzamin z biofizyki- przedmiot jakich mało- wierzcie mi na słowo!!! Materiału wcale nie tak dużo, całkiem lekki i do ogarnięcia. Ale jakby to powiedzieć- zabrakło mi czasu, bo mistrzostwa świata w ręcznej, bo wieczorek kobiecy, bo odkryłam fresh painta... Fajnie.

Przyszłam dzisiaj wystrojona na egzamin i usiadłam na miejscu, chwila rozmowy- miałam zajebisty humor :D No właśnie TAK- MIAŁAM DOBRY HUMOR!!! Dopóki nie zobaczyłam egzaminu- cóż, pytania były zabójcze, ale przyznam się Wam, że gdybym się pouczyła zamiast wymyślać brzeżka szczoteczkowego rzygającego enzymami- nie miałabym tyle stresu.

No cóż drodzy Studenci, życzę wytrwałości w tych trudnych chwilach :)  I samych zaliczeń :)



Sunday 11 January 2015

Bania od latania!!



Tak Bogu obserwuje nas na co dzień ;)



Przede wszystkim chciałam Wam życzyć wytrwania w postanowieniach noworocznych i smacznego Nowego (już obecnego :) ) Roku 2015!!!A teraz zapraszam do czytania o podróży :)

Święta Bożego Narodzenia to czas, kiedy studenci pakują swoje walizki, żeby się najeść na cały przyszły semestr... i podprowadzić małe co nieco dla kolegów z akademika (ktoś musi przywieźć, żeby ktoś mógł się najeść) :) Czasem podróż bywa ciężka, męcząca, ale nie moja. Jako że podróż do Irlandii wzbudza we mnie różne emocje, nie obyło się bez tych pozytywnych. Chyba aż, za... ale o tym przeczytajcie sami. Nie, nie jest to kolejna opowieść wigilijna z serii moja wishlista została zmaterializowana, czy ciocia Krysia utknęła w zaspie przy krawężniku.

A więc zaczęło się to tak: miesiąc uganiania się za prezentami, rozmyślania nad ich zapakowaniem i wyobrażania sobie, jaka radość będzie się rysować na twarzy obdarowywanego. I jak myślicie, co zrobiłam? Oczywiście, że poszłam w komerchę- jak większość. No co? Może to lubię? Te kolejki... te tłumy... ta atmosfera i to "Last Xmass" ZAWSZE buduje we mnie chęć wydania fortuny na prezenty. Ale OK, do celu!

W Środę 17 grudnia leciałam do mamy. Dzień zaczął się cudownie- wstałam rano, poszłam po zakupy, wydrukowałam kartę pokładową, bla, bla, bla... Siadłam do kawusi, zapaliłam papierosa, zaczęłam rozmawiać z moją współlokatorką- przecież mam jeszcze godzinę do wyjścia. KURWA!! Ale jak to? przecież półtorej godziny temu też miałam godzinę do wyjścia!!! Panie Premierze- jak żyć? A właściwie Pani Premier? Przecież już jestem spóźniona :O Dosłownie na piątym biegu dopakowałam bagaż i wypędziłam się z domu, tak jak wypędzało się złych obywateli w średniowieczu. A może byłam szybsza? No cóż... Zdążyłam na tramwaj :D Tyle WYGRAĆ!! Heh :) Dodam Wam jeszcze, że był taki korek, że mój autobus na lotnisko się spóźnił, dzięki czemu jeszcze czekałam na niego pół godziny, z walizką, w centrum Łodzi...ehh dzięki Ci Łodziu za korki i za to, że zdążyłam na lotnisko ;) Tam oddałam bagaż przeszłam przez bramki i poszłam na zakupy. Ceny nieco przesadzone. Serio? 8zł za zwykły napój? Czytaj dalej ;)

Teraz taki mały skrót, żeby Cię nie zanudzić Drogi Czytelniku, o ile jeszcze to czytasz :) Stoję sobie w kolejce, żeby wejść na pokład i co moje oczy paczą? Czy to kartony Hanki Mostowiak? Czy o Dariusz w wannie z szampanem? Nieee, to patriota- taki prawdziwy z reklamówką z biedry :) Biedronka, ach Biedronka (to nie jest product placement!!!). Brakowało jeszcze tylko skarpet i sandałów, ale wiecie- grudzień, teraz inwestuje się w śniegowce, szczególnie kiedy lecimy do Irlandii gdzie śniegu nie ma :D Hmm samolot podleciał, pasażerowie wysiedli i.... i pod samolot podleciała straż pożarna :O Kurwa!!! Transport mi się jara, czy jak? Szczerze, to wolałabym jarać się transportem; jakim jest samolot; niż w transporcie, ale każdy ma swoje fetysze... Ku mojej radości transport się nie sfajczył i poleciałam. Ale zaraz, zaraz?

Weszłam na pokład, znalazłam swoje miejsce i co ja widzę? Nie, nie Krzysztofa Ibisza- spokojnie, pewnie będzie w Polsacie na Sylwku. To był nasz patriota. :D Cudownie jest, chamsko pisać o kimś- siedząc tuż obok niego.

Wracając do Polski- CICHO! Wiem, że już macie dosyć, ale jak się poleciało to trzeba wrócić!!- a więc, wracając do Polski też spotkało mnie trochę śmiechowych przygód. Może podążymy od startu do mety :)

Z emocji nie spałam całą noc, wiecie stres przed lotem po zobaczeniu filmu "Węże w samolocie", czy coś w ten deseń... To taki film, gdzie zginęli chyba wszyscy pasażerowie. Ciekawy, ale nie dzień przed odlotem!! No, cóż ja poradzę- ciekawość była silniejsza od rozsądku ;) No więc, to że nie spałam jest dla Was logiczne i nikt nie jest zaskoczony- to dobrze :) Skracając Wam moje przeżycia, przejdźmy do lotniska. Poziom mojej energii życiowej jest poniżej 0, bo A) całą energię wypaliłam z fajkami w nocy i B) bo po południu muszę iść na zajęcia, a to demotywuje lepiej niż cięte riposty z internetu. Zrobiłam spokojnie zakupy- jak to zawsze na lotnisku (napój, długopis na pamiątkę i niebieskie m'n'msy, heh chrrrupiące:D) Po czym poszłam sobie poczekać w takim kółku w ścianie wykładanym miękkim materiałem. Zaczęłam robić dla Was zarys tego posta i wszedł on... Ciasteczek z czekoladą na włosach, ubrany jak YOLO, ale przystojny... mmm i gapił się na mnie :O Super, dobrze, że na lotnisku było ciepło i siedziałam w bluzce z dużym dekoltem, bo to w niego tak się wgapiał nieznajomy. Dzięki temu pewnie nie zwrócił uwagi na mój nieco zmęczony już fryz :D Fajny ten Pan, ale NIE!! JESTEM JUŻ ZAJĘTA!! Ehh rozmarzyłam się ;) Ale on miał taki fajny zarost, obrączki na palcu nie widziałam, NIE!!! Przecież jestem zajęta!! Nie będę Was już więcej nudzić.

Po wejściu do samolotu przywitał mnie nieszczery uśmiech wkurzonej stewardessy. Przygotowanie do lotu minęło jak zwykle- co tu opowiadać? Może to, że Pani stewardessa nerwowo trzaskała drzwiczkami od bagażu podręcznego. Tego nad głowami- kojarzycie, co nie? :) Ok. wybijamy się :) Ostro w górę!! iii skręcamy :O Myślałam, że spadniemy, chociaż w sumie lecimy do Łodzi- różne rzeczy mogą się dziać ;) Turbulencje były niesamowite, ale wierzcie mi- da się przeżyć.

Na tym kończy się moja przygoda banią od latania. Macie jakieś swoje ciekawe przygody z podróży? Koniecznie podzielcie się nimi w komentarzach!!! :D 3macje się!!!


Polska z lotu ptaka ;)

A tak powinny być pakowane majtki, ZAWSZE!!!
Jak co roku- nie robimy sobie prezentów!!!

Thursday 16 October 2014

projekty


Super, od ponad roku wiem, że mogę i nazywam się pełnoprawną studentką! Ehh jak cudownie... Te wykłady, te ćwiczenia, terenówki, praktyki i projekty... Cudowności zrobione w powerpoincie, perełki studentów, którymi wykładowcy lubią nas czasem zawalić robotą, żeby sami mogli odpocząć. OK, OK wiele można się nauczyć robiąc prezentacje, ale ile człowiek przeżuci zbędnego chłamu zanim trafi na jakiś ciekawy materiał...

Oni wiedzą, że my się lubimy pomęczyć, żeby dostać zalke zamiast czwórki, bo po co nam ocena? Mam za sobą już kilka prezentacji i teraz czeka mnie kolejna, jako że nie studiuję chemii to nie uważam, że jakoś ciężko będzie nam ogarnąć błonnik pokarmowy od strony chemii... Pytanie tylko po co Nam to? Jaki w tym cel?

Sami odpowiedzcie, bo moim zdaniem struktura chemiczna błonnika jest nam średnio potrzebna na dietetyce ;/

A u Was jak tam na studiach?

Wednesday 24 September 2014

Moje Tropiki Północy

Tropikami północy nazwałam destynację mojego pierwszego lotu samolotem, miejsce gdzie podobno rasizm nie istnieje, a ludzie emanują kosmiczną energią, która poprawia humor.

Z niewyjaśnionych przyczyn i wbrew moim oczekiwaniom- rudzielców nie ma tu od zarąbania, więc moje rozczarowanie sięgało poziomu wielkiego FUUCK!!! Niemniej jednak dowiedziałam się tam, że rudy nie oznacza fałszywy, a fałszywy wcale nie musi być rudy. Dzięki nauce angielskiego w jednej ze szkół rozumiałam jak dwie "koleżanki" z roku rozmawiały o moich czterech literach. "Koleżanki" nie były rude, a ich słowa to nie komplementy.

Z deka ironicznie zajmę się teraz innym tworem jakim są nasi Rodacy za granicą- nieprzecenione źródło rodzimego języka, polskiego mięsa i przyjaciele od wódeczki. Jako, że przez pięć lat sama byłam turystką, która nie wraca z podróży pozwolę sobie określić wyżej wymienionych per "MY". Co nas cechuje? Niemarkowa żywność i markowy alkohol. Zrozumcie- markowa wódka lepiej pozuje do zdjęć z imprez niż niemarkowa, a po kolbie kukurydzy nie poznasz, jakiej jest firmy. Wielu z nas po drugim kuflu Guinnessa kontempluje nad sensem życia na obczyźnie i możliwościami jakie daje nam obcy "Raj". Przy odpowiedniej dawce etanolu włącza się czasem żal i tęsknota za Ojczyzną, rodziną... Tam, gdzie jedzie się na dłużej niż dwa tygodnie i dalej niż 30 km domu rodzinnego; nie ma bata; zawsze się tęskni.

A skoro już mówimy o kraju- po Irlandii trochę jeździłam. Chyba nigdy nie zapomnę widoku zerkającego wgłąb lądu morza zza nadmorskich chat Julianstown. Miałam okazję podziwiać taki cud dwa razy w tygodniu- pierwszy raz jak jechałam, a drugi jak wracałam z Polskiej Szkoły w centrum Dublina. Pamiętam też bajkowy ratusz gdzieś po drodze i rondo w Tullyallen, przez które można przejechać z prędkością światła- bodajże 100 km na godzinę.  Tak, moje tropiki to lekki absurd, gdzie piękna jest nie tylko architektura, ale i natura ma wiele do pokazania. Klify to niby takie kamienie nad morzem... NIE !!! To widoki, które się zapamięta do końca życia, to magia która przepełnia człowieka, gdy patrzy na rozpościerający się horyzont, to lęk, który się ma, kiedy spojrzysz w dół. Achill to nie zwykła wyspa, a góra. Jadąc pod tą górę zatyka uszy jak w samolocie, super co nie? Park na przeciwko mojego domu, to tak na prawdę kontrolowana, dzika? puszcza na terenie zakonu Cystersów. Wszystko przykuwa uwagę i zostawia po sobie ślad w pamięci.

Dla mnie to miała być zielona wyspa wśród szarych dni, a dopiero tam poznałam paletę szarości, jakie może spowodować pogoda. Cóż wyspa faktycznie zielona, ale pogoda niemal każdego dnia przybierała mysi kolor. Co tylko potęgowało przytłoczenie codziennością na obczyźnie.

Mimo wszytko dzisiaj uważam, że migracja dała mi dużo. Nauczyłam się języka, poznałam inną kulturę i jej brak, poznałam trochę życia. I choć nie zawsze było kolorowo- żałuję, że nie doceniałam moich tropików.
                                                               na zadupiu w ruinie zamku :)

                                                  w parku na przeciwko mojego domku

 Polska, nie Irlandia, ale widoczek ładny  
 Niewyraźna, ale w szkole, no cóż...