Wednesday 24 September 2014

Moje Tropiki Północy

Tropikami północy nazwałam destynację mojego pierwszego lotu samolotem, miejsce gdzie podobno rasizm nie istnieje, a ludzie emanują kosmiczną energią, która poprawia humor.

Z niewyjaśnionych przyczyn i wbrew moim oczekiwaniom- rudzielców nie ma tu od zarąbania, więc moje rozczarowanie sięgało poziomu wielkiego FUUCK!!! Niemniej jednak dowiedziałam się tam, że rudy nie oznacza fałszywy, a fałszywy wcale nie musi być rudy. Dzięki nauce angielskiego w jednej ze szkół rozumiałam jak dwie "koleżanki" z roku rozmawiały o moich czterech literach. "Koleżanki" nie były rude, a ich słowa to nie komplementy.

Z deka ironicznie zajmę się teraz innym tworem jakim są nasi Rodacy za granicą- nieprzecenione źródło rodzimego języka, polskiego mięsa i przyjaciele od wódeczki. Jako, że przez pięć lat sama byłam turystką, która nie wraca z podróży pozwolę sobie określić wyżej wymienionych per "MY". Co nas cechuje? Niemarkowa żywność i markowy alkohol. Zrozumcie- markowa wódka lepiej pozuje do zdjęć z imprez niż niemarkowa, a po kolbie kukurydzy nie poznasz, jakiej jest firmy. Wielu z nas po drugim kuflu Guinnessa kontempluje nad sensem życia na obczyźnie i możliwościami jakie daje nam obcy "Raj". Przy odpowiedniej dawce etanolu włącza się czasem żal i tęsknota za Ojczyzną, rodziną... Tam, gdzie jedzie się na dłużej niż dwa tygodnie i dalej niż 30 km domu rodzinnego; nie ma bata; zawsze się tęskni.

A skoro już mówimy o kraju- po Irlandii trochę jeździłam. Chyba nigdy nie zapomnę widoku zerkającego wgłąb lądu morza zza nadmorskich chat Julianstown. Miałam okazję podziwiać taki cud dwa razy w tygodniu- pierwszy raz jak jechałam, a drugi jak wracałam z Polskiej Szkoły w centrum Dublina. Pamiętam też bajkowy ratusz gdzieś po drodze i rondo w Tullyallen, przez które można przejechać z prędkością światła- bodajże 100 km na godzinę.  Tak, moje tropiki to lekki absurd, gdzie piękna jest nie tylko architektura, ale i natura ma wiele do pokazania. Klify to niby takie kamienie nad morzem... NIE !!! To widoki, które się zapamięta do końca życia, to magia która przepełnia człowieka, gdy patrzy na rozpościerający się horyzont, to lęk, który się ma, kiedy spojrzysz w dół. Achill to nie zwykła wyspa, a góra. Jadąc pod tą górę zatyka uszy jak w samolocie, super co nie? Park na przeciwko mojego domu, to tak na prawdę kontrolowana, dzika? puszcza na terenie zakonu Cystersów. Wszystko przykuwa uwagę i zostawia po sobie ślad w pamięci.

Dla mnie to miała być zielona wyspa wśród szarych dni, a dopiero tam poznałam paletę szarości, jakie może spowodować pogoda. Cóż wyspa faktycznie zielona, ale pogoda niemal każdego dnia przybierała mysi kolor. Co tylko potęgowało przytłoczenie codziennością na obczyźnie.

Mimo wszytko dzisiaj uważam, że migracja dała mi dużo. Nauczyłam się języka, poznałam inną kulturę i jej brak, poznałam trochę życia. I choć nie zawsze było kolorowo- żałuję, że nie doceniałam moich tropików.
                                                               na zadupiu w ruinie zamku :)

                                                  w parku na przeciwko mojego domku

 Polska, nie Irlandia, ale widoczek ładny  
 Niewyraźna, ale w szkole, no cóż... 

2 comments:

  1. Ciekawie opisane to wszystko + ten kolor włosów: rudy/czerwony - genialny! :)
    Pozdrawiam,
    A.

    http://still-changeable.blogspot.com - będzie mi miło jeśli zajrzysz :)

    ReplyDelete
  2. dziękuję bardzo ;) na pewno wpadnę ;)

    ReplyDelete